Jedenastego stycznia 2021 roku doszło do okropnej zbrodni w Jelczu-Laskowicach. Konfrontacja między ojcem i synem miała miejsce w hurtownik, w której pracował młodszy z mężczyzn. Andrzej K. miał ze sobą pistolet, z którego wystrzelił w głowę swojego syna. Do zabójstwa użył rewolweru czarnoprochowego. Ratownicy medyczni nie byli w stanie niczego zrobić. Śmierć była natychmiastowa. Zabójca podciął sobie żyły, po czym otworzył drzwi, aby do hurtowni mogli wejść policjanci.
Świadkami zdarzenia byli klienci hurtowni. Sędzia Dobromira Myszakowska uznała, że ich zeznania są spójne z tym, co usłyszano w wyjaśnieniach Andrzeja K. Jak widać, sprawca nie miał większego problemu z przyznaniem się do winy, więc nie było wątpliwości. Od razu uznano, że mężczyzna jest winny morderstwa i że zasługuje na najwyższy wymiar kary.
Okoliczności łagodzące? Nie tym razem!
W wielu tego typu sprawach można dopatrzeć się okoliczności łagodzących. Nawet jeśli wina jest oczywista, to sprawa sprawie nierówna. Od tego, jaki wyrok wydaje się na sprawcy jest zależny od kilku czynników. Zaliczają się do nich stan emocjonalny przestępcy, sytuacja albo rodzaj zadanych obrażeń. W tym wypadku jednak nie było nic, co przemawiałoby na korzyć oskarżonego. Nie mogło być mowy o zabójstwie w afekcie, ponieważ nie wystrzału nie doszło podczas żadnej kłótni czy szarpaniny. Wręcz przeciwnie, Andrzej K. zaplanował wszystko szczegółowo i zgodnie ze swoim planem odwiedził syna w miejscu pracy. Było to więc zabójstwo z zimną krwią, którego nie da się usprawiedliwić.
Dlaczego akurat hurtownia?
Jakie znaczenie dla sprawy ma miejsce popełnienia zbrodni? Hurtownia, w której doszło do zabójstwa była miejscem pracy syna. Przed 2019 roku jednak obaj mężczyźni byli z nią związani. Hurtownię prowadzili ojciec i syn wspólnie. Można by się więc spodziewać, że przyczyną były jakieś nieuregulowanie zobowiązania finansowe. Nie było to jednak przedmiotem sporu, ponieważ wszystkie tego typu kwestie zostały uregulowanie przed wygaśnięciem współpracy. Mimo doszło do drastycznego pogorszenia się relacji między nimi. Razem nawet doszło do rękoczynów, w których Andrzej K. uderzył swojego syna młotkiem. W tamtym momencie syn zerwał kontaktu z ojcem i przestał się do niego odzywać. Powodem była oczywiście troska o własne bezpieczeństwo.
Miała być skrucha
Podczas postępowania oskarżony kilka razy sam sobie zaprzeczał. Na początku wyraził skruchę, co mogło działać na jego korzyść. Niestety nie potrafił trzymać języka za zębami i jego następne odpowiedzi były całkowitym przeciwieństwem skruchy. Sędzia wręcz odniosła wrażenie, że mężczyzna obarcza swojego syna winą za to, co się stało. Dał się również ponieść fantazjom i odwoływał się do takich filozofów jak Immanuel Kant. Jest to zdecydowanie ciekawy przypadek, ale nie ma żadnych wątpliwości co do tego, że miejsce Andrzeja K. jest za kratkami.